Witajcie,
dziś będzie znów w temacie szydełka, jednakże nie będą to serwetki a maskotki. Do zeszłego roku wzdychałam do puchatych owieczek jakie widywałam na blogach koleżanek. Więc w tym roku dokonałam zakupu specjalnej włóczki Himalaya Dolphin Baby i sama wyszydełkowałam te słodziaki.
Włóczka ta jest bardzo gruba i super mięciutka - aż mnie zauroczyła! Jednakże podczas mojej pierwszej styczności z nią nie było łatwo.. Otóż końce strasznie się strzepią (konieczne jest przypalenie końcówek zapalniczką), oraz nie ma mowy o pruciu robótki wykonanej z tej włóczki - również się strzępi. Samo przeciąganie końca nitki by na przykład zakończyć robótkę i zaciągnąć nić albo zaciągnąć nić na koniec zszywania pojedynczych elementów też jest niezłym wyzwaniem. Włóczka zwyczajnie się pruje w swojej strukturze. Jednakże już przy drugiej maskotce bardzo z włóczką się polubiliśmy - najzwyczajniej w świecie ona lubi delikatne traktowanie:D ;-)
Podczas zakupu włóczek nie mogłam zdecydować się na jeden kolor więc wzięłam na próbę dwa odcienie włóczki Himalaya Dolphin Baby - białą i ciemno szarą, oraz trzy odcienie włóczki Yarn Art Jeans - brązową, jasno beżową i grafitową. Jednakże jasno beżowa nie została na razie przeze mnie wykorzystana, na nią też przyjdzie kiedyś czas. Użyłam szydełek 4.0 i 2.5
I przechodząc do meritum, powstały takie oto owieczki - bo na jednej nie mogłam poprzestać, tak przyjemnie się je robiło:) Czyż nie są słodkie? ;-) Każda ma ok 20 cm wysokości na siedząco (ok. 25 cm na stojąco).